5 gru 2018

Jak mieszkańcy Szubina pomagali jeńcom alianckim

Poniższy tekst stanowi transkrypt artykułu autorstwa Czesława Sobeckiego, który ukazał się w styczniu 1970 roku na łamach Gazety Pomorskiej. Inicjuje on serię kilkunastu tekstów opowiadających o tym jak mieszkańcy Szubina pomagali jeńcom alianckim.

***


… tuż za płotem ciągnał się szereg słupów wysokich na trzy metry, do których przymocowano kilkanaście sznurów drutu kolczastego opasujących naokoło główne gmachy zakładu.  Bezpośrednio za tym parkanem w kształcie czworokoku biegło drugi podobny, a wzdłuż ogrodzenia maszerowały tam i z powrotem posterunki wojskowe.  Z widokiem tej nieprzybytej zapory kojarzyła się mimo woli myśl o ucieczce.  Uświadomiłem sobie od razu, że byłoby to niepodobieństwem – pisze w swym pamiętniku Jan Jankowski, b. więzień hitlerowskiego obozu internowanych w Szubinie. Obóz ten mieścił się w zabudowaniach Wojewódzkiego Zakładu Wychowawczego. Pierwotnymi jego więźniami byli Polacy, z których wielu nigdy nie miało już powrócić do swych rodzin.  Likwidacja obozu nastąpiła w połowie stycznia 1940 roku. Skończył się pierwszy okres rozpasanego terroru hitlerowskiego. Polacy odetchnęli  z ulgą. Zabudowania byłego Wojewódzkiego Zakładu  Wychowawczego opustoszały.

Nie na długo. Z chwilą rozpoczęcia kampanii na Zachodzie hitlerowcy urządzili tu Oflag XXIB, czyli obóz jeniecki dla oficerów. Pierwsze transporty jeńców francuskich a także angielskich skierowano do Szubina latem 1940 roku. Wstrząsający był to widok. Wymizerowani, nie ogoleni oficerowie armii alianckich słaniali się ze zmęczenia, wyciągając błagalnie ręce po chleb. Wypędzeni przez hitlerowców na ulice mieszkańcy miasteczka Polacy patrzyli ze ścisniętymi sercami na długie kolumny tych, którzy mieli przynieść nam wolność. – Pain! Bread! – Brot! – żebrali oficerowie. Mimo czujnych oczu silnej eskorty i miejscowych Volksdeutschów, ten i ów z Polaków pobiegł do domu po żywność  dla zgłodniałych sprzymierzeńców. 


Od chwili pojawienia się jeńców francuskich i angielskich zawiązała się szczera przyjaźń i współpraca między nimi a ludnością polską. Dzięki pomocy Polaków doszło do kilku ucieczek z Oflagu XXIB. Najgłośniejsza z nich miała miejsce w marcu 1943 roku. 

Nie oznacza to, że przedtem oficerowie angielscy i francuscy nie próbowali szczęścia. Wskazują na to m. in. źródła hitlerowskie. M. in. w nocy z 18 na 19 listopada 1940 r. z cel aresztuw obozie jenieckim w Szubinie (niemiecka nazwa Altburgund) zbiegło dwóch jenców brytyjskich: Michael Heines nr jeniecki 411 i Richard Vey, nr 3546. Zaalarmowany o ucieczce kompetentny na tym terenie szef żandarmerii w Inowrocławiu, powiadomił o niej sąsiednie okręgi administracyjne, m. in. okręg poznański.
Źródła niemieckie nie podają, jaki był los obu uciekinierów. Ucieczki tej nie przypominają sobie również mieszkańcy Szubina. Pamiętają natomiast stosunkowo dobrze, tzw. wielką ucieczkę z marca 1943 roku, o której wspominalismy powyżej. Objęła ona około 50 osób i odbyła się prz wydatnej pomocy Polaków. Nie uprzedzajmy jednak faktów. 

W początkach grudnia ubiegłego roku na łamach naszej gazety ukazała się krótka wzmianka o 40-metrowym tunelu, który w tajemnicy przed hitlerowcami wykopali na przełomie 1942 i 1943 roku więźniowie Oflagu XXIB w Szubinie. Na ślady tego niezwykłego podkopu natrafiono podczas rozbudowy Państwowego Młodzieżowego Zakładu Wychowawczego. O tym, że tunel był doskonale zamaskowany świadczy fakt, iż odkryto go dopiero po przeszło 26 latach!... 

Alfons Jachalski i Zenon Erdmann opowiadają o swoejej wspoółpracy z jeńcami szubińskiego oflagu.

Fragmenty tego tunelu pokazali nam dyrektor PMZW Alfons Jachalski oraz rozkochany w historii Szubina harcmistrz Zenon Erdmann. Obaj jako robotnicy polscy zatrudnieni byli podczas okupacji na terenie Oflagu XXIB, rozbudowywanego stale przez hitlerowców. Opowiedzieli nam o swych kontaktach z jeńcami i o pomocy, jakiej mieszkańcy Szubina udzielili im w zorganizowaniu ucieczki.

Zdaniem moich rozmówców w obozie szubińskim przebywało od 2-5 tysięcy jeńców  różnych narowodowości. Początkowo byli to Francuzi, potem Anglicy, Jugosłowianie i Amerykanie. W końcowej fazie wojny, w obozie przebywali także jeńcy radzieccy.

Jak doszło do kontaktów jeńców z Polakami?

Otóż jeden z nich nazwiskiem Józej Bryks był Czechem i świetnie mówił po polsku. Z opowiadań jego Polacy dowiedzieli się iż w 1938 roku uciekł on samolotem z Czechosłowacji do Francji i brał udział w kampanii 1940 roku. Zestrzelony nad Francją uciekł podobno z niewoli, wdział mundur RAF-u i w stopniu majora znów walczył przeciwko Niemcom. Zestrzelony po raz wtóry w 1942 roku nad Trzecią Rzeszą trafił do obozu jenieckiego w Szubinie. Junacka natura i chęć do walki z hitlerowcami nie pozwalały mu bezczynnie siedzieć za drutami. Zaczął więc wspólnie z innymi jeńcami ze swego baraku przygotowywać ucieczkę. Zaufanych robotników polskich prosił o pomoc, wtajemniczając ich każdego z osobna i w tajemnicy przed drugim częściowo w swe plany.


Major Józef Bryks był wytrawnym konspiratorem. Pragnął, aby na wypadek wsypy represje hitlerowskie objęły najmniejszą liczbę osób. Stąd też pomagający jeńcom poszczególni robotnicy nie wiedzieli o sobie nawzajem. Każdy z nich zna więc obecnie zaledwie fragment słynnej historii ucieczki z marca 1943 roku. Ze strzępów tych wspomnień sprzed prawie 27 lat trudnio sklecić jakąś idealną i zgodną z prawdą całość. Relacja nasza będzie zatem niepełna i na pewno zawierać będzie sporo luk i niedomówień. O uzupełnienie ich prosimy tych czytelników, którzy podczas okupacji przebywali w Szubinie i mieli styczność z jeńcami Oflagu XXIB.

Wróćmy jednak do naszych pierwszych rozmówców: Alfonsa Jachalskiego i Zenona Erdmanna. Pierwszy z nich przypomina sobie, iż tunel, którym zamierzali uciec Bryks i jego koledzy zaczęto budować zimą 1942 roku. Ziemia była wówczas zmarznięta i nie groziło zawalenie. Tunel znajdował się trzy metry pod powierzchnią. Nikt nie prowadził jego pomiarów, ale z oględzin, które przeprowadziliśmy wynikało, iż dorosły człowiek – czołgając się – mógł się przezeń przedostać.
Pomysłowi uciekinierzy zatroszczyli się o dopływ świeżego powietrza do podziemnego korytarza, instalując tzw. wietrzniki zrobione z puszek po konserwach. Ściany tunelu podpierali szczapami, które ginęły z ogniska, na którym gotował smołę Zenon Erdmann i jego bracia. Ziemię magazynowano cześciowo w ubikacji (znajdowało się tu wejście do tunelu) bądź też wynoszono w kieszeni płaszczy i mundurów i gdy nie było śniegu potajemnie rozrzucano po obozie. Wylot z tunelu znajdował się tuż niedaleko pobliskiego lasku, z którego łatwiej było uciekać dalej. 

CZ. SOBECKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz