This entry is not related to the Oflag 64 history, but recalls the celebrations of the Remembrance Day '40 in Stalag XXI-B in Szubin and it has happened in the same compound. This story is available in English language on the website dedicated to John Chew's experiences as a prisoner of war.
***
Wspomnienie obchodów Dnia Pamięci '40 w Stalagu XXI-B zawarł szeregowy John Dale Chew w swoim opowiadaniu pt.: „In Trouble”. Poniższy fragment jest tłumaczeniem tego opowiadania. Chew był brytyjskim jeńcem wojennym więzionym w okresie od 12 czerwca 1940 do 4 stycznia 1941 w Stalagu XXI-B w Szubinie, a w okresie od 4 stycznia 1941 do 15 października 1941 w Stalagu XXI-B/H w Turze koło Szubina.
John Chew, jeniec o numerze 3847 (z lewej); (po prawej) Chew z toporem podczas przedstawienia w obozie Stalag XXIB/H w Turze.
Jesienią 1940 roku w obozie jenieckim w Szubinie (Stalag XXI B) przebywało kilkuset jeńców z Francji, Holandii i innych okupowanych terytoriów. W czasie gorącego lata 1940 roku warunki w obozie były okropne. Plaga pcheł, wszy i much, przewlekła epidemia czerwonki i głodówka sprawiały, że miejsce to przypominało Belsen [Stalag XI-C Bergen-Belsen, pierwotnie Stalag 311] czy inny podobny obóz.
Na początku października zaczął padać śnieg i w końcu nadeszły ratujące nam życie medyczne paczki z Czerwonego Krzyża. W tym samym mniej więcej czasie do obozu przyjechało trzech lekarzy z Korpusu Medycznego Armii Brytyjskiej (Royal Army Medical Corps). Lekarze Ci godnie poświęcili się opuszczając bardziej wygodne oflagi, by spróbować zorganizować w naszym obozie namiastkę służby medycznej będącej jak dotąd w bardzo opłakanym stanie.
Jeden z oficerów medycznych, najwyższy stopniem pułkownik Hankey, został nie tylko szefem zespołu medycznego, ale również liderem całego obozu. Na początku listopada przewodniczył w kilku pogrzebach jeńców (zbyt wiele zgonów miało miejsce z powodów niedożywienia i wynikających z tego chorób), a w niedziele zgodził się kontynuować proste obozowe nabożeństwa, które odbywały się już wcześniej w będące torturą letnie miesiące. (W obawie przed knowaniami jakichkolwiek przewrotów czy masowych ucieczek) nabożeństwa te odbywały się zawsze pod ścisłym nadzorem niemieckich strażników.
Brama cmentarza w Szubinie i pogrzeb brytyjskiego jeńca zmarłego w obozie.
25. naszych zmarłych kumpli zostało tam pochowanych – wspomina John.
***
Początkowo z powodu braku kapelana czy brytyjskiego oficera, niedzielnym nabożeństwom oraz pogrzebom żołnierzy na szubińskim cmentarzu przewodniczył szeregowy John Dale Chew – wspomina on o tym w liście wysyłanym 20/09/1940 do rodziny.
List Johna z dnia 20/09/1940.
***
Wraz z nadejściem listopadowych chłodów, małemu polskiemu kościółkowi, który znajdował się wewnątrz obozowego kompleksu, została przywrócona jego właściwa funkcja sakralna i kiedy zbliżał się 11. listopada, pułkownik Hankey uznał, że kościółek ten nadałby się na okolicznościowe nabożeństwo w intencji tych, którzy polegli na polu walki oraz zmarli w obozie. Ponieważ dzień ten przypadał w środku tygodnia, złożył on [w komendanturze obozu] prośbę o zgodę na specjalne nabożeństwo o godzinie 10. Pozwolenie wydano i (jak to było w zwyczaju) niemiecki tłumacz został wyznaczony, żeby w nim uczestniczyć.
Przygotowując uroczystości pułkownik Hankey zastanawiał się jaki punkt powinien nastąpić po zwyczajowych „dwóch minutach ciszy” i zapytał czy ktoś nie znał tego słynnego wiersza często przywoływanego ku czci poległych na wojennych frontach – „Im nie przyjdzie się zestarzeć... itd.” ("They shall not Grow Old"... etc.) [„Oda do Pamięci” z poematu „Fallen” autorstwa Laurence’a Binyona].
Jako członek Toc H* od 1936 roku znałem tę zwrotkę (używaną podczas „Ceremonii światła” w Toc H), więc uzgodniliśmy, że na dany sygnał wiersz ten wyrecytuję z empory na tyle kościoła.
Kościółek na terenie Stalagu XXI-B w Szubinie.
Po dwóch minutach ciszy, ok. godziny jedenastej 11. listopada 1940 wnętrze małego polskiego kościoła wypełniły wypowiadane przeze mnie słowa poematu:
Im nie przyjdzie się zestarzeć, jak starości doświadczymy my.
(They shall grow not old, as we that are left grow old)
Wiek ich się nie tknie, ni lata skażą na słabość.
(Age shall not weary them, nor the years condemn)
O zmierzchu zachodzącego słońca i o poranku
(At the going down of the sun and in the morning)
Zawsze będziemy o nich pamiętać.
(We will remember them)
(tłumaczenie: © Maryla Ossowska)
Źródło: Portal Rzeczysedno
Kiedy nabożeństwo się zakończyło i wszyscy wrócili do szwędania się po obozie w oczekiwaniu na skąpą rację wodnistej zupy ziemniaczanej, przy głównej bramie powstało zamieszanie i na teren obozu wtargnął pod dowództwem swojego komendanta oddział niemieckiej obozowej straży poszukujący jeńca o numerze 3847 i nazwisku CHEW.
Zanim zdążyłem się zorientować, maszerowałem pod uzbrojoną eskortą przed oblicze Oficera Szefa Ochrony – apodyktycznego typa pruskiej urody, o mocnej posturze, przystrzyżonych włosach, o plugawym charakterze, obok którego czekał już trzymając w dłoni swoją małą czarną książeczkę drobny niemiecki tłumacz, który był obecny na nabożeństwie.
Wstrząsnęło mną na myśl, że słowa modlitwy mogą zostać przeistoczone w hymn nienawiści i fakt, że sposób w jaki je wyrecytował był niewątpliwie nienawistny.
Gdy myślałem nad szybką obroną olśniło mnie, co do sposobu, w jaki niemiecki umysł interpretuje i manifestuje swoją własną motywację do realizacji celów wojennych. Zrozumiałem, że oni sami szukają zemsty za porażkę pierwszej wojny światowej i układu politycznego, jaki po niej nastąpił. W obronie własnej wyjaśniłem, że werset, którego dotyczyła kwestia jest używany w Wielkiej Brytanii ku czci poległych obojga stron, zarówno wrogów jaki i sprzymierzeńców, i że kraj mój nie szuka zemsty, a przystąpił do konfliktu wypełniając zobowiązania sojusznicze względem Polski, która została zaatakowana na mocy decyzji Przywódców Państwa Niemieckiego. Jeśli Niemcy toczą swoją wojnę w odwecie, to ich sprawa, ale słowa, które wypowiadałem były modlitwą, a nie wezwaniem do nienawiści.
Po tym, jak słowa mojego wyjaśnienia zostały przetłumaczone i po krótkiej naradzie w języku niemieckim, zostałem poinformowany, że moja kara jest anulowana, ale będę bacznie obserwowany i w przypadku jakichkolwiek dalszych uchybień, zostanę bezterminowo odesłany do karnego obozu. Odniosłem wrażenie, że zdali sobie sprawę, iż całe zajście było wyłącznie nieporozumieniem, ale nie chcieli się do tego przyznać.
Na podstawie tego incydentu z początków mojej pięcioletniej jenieckiej niedoli, zdałem sobie sprawę jak istotną sprawą jest właściwe tłumaczenie. Niby słowa te same, ale znaczenie i interpretacja mogą być zgoła odmienne. (…) za każdym razem, gdy nadchodzi Święto 11. Listopada wspominam nie tylko poległych towarzyszy, ale także myśli moje biegną w kierunku rzeszy tłumaczy, którzy pomagają osiągnąć lepsze zrozumienie między narodami.
* „Toc H. to telegraficzny skrót z okresu pierwszej wojny światowej. Oznaczał Talbot House, klub dla żołnierzy brytyjskich stacjonujących we Flandrii, utworzony w grudniu 1915 r. w Poperinge w Belgii z inicjatywy kapelanów Neville’a S. Talbota i Philipa Byarda Claytona. Nazwa upamiętniała Gilberta Talbota, młodszego brata ojca Neville’a, zabitego podczas walk. W Talbot House, pokojowej przystani w świecie targanym wojną, panowały zasady braterstwa – traciła tam moc ranga wojskowa. To niezwykłe miejsce stało się z czasem antywojennym pomnikiem. A z idei, które legły u jego podstaw, narodził się ruch społeczny, również nazwany Toc H”.
Historia według Watersa by Wiesław Weiss
„In Trouble” © John Dale Chew; used with permission from Martin Chew (son).
Copyright © for the Polish translation by Mariusz Winiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz