14 wrz 2015

Wspomnienia Sidney‘a Thala - Część 1: "Gwałtownie wstrzymany atak"

Mój ojciec urodził się w Smile w Rosji (obecnie Ukraina, PL: Smiła, Ukr: Смiла, Rus: Смела), natomiast matka pochodziła z Rhode Island. Na świat przyszedłem 3. października 1918 roku jako czwarty z pięciu synów, przy czym rodzice moi nie doczekali się córki. Pracowali oni wspólnie w firmie ojca przez wiele lat, aż do jego śmierci w 1936 roku, która nastąpiła z powodu zapalenia otrzewnej. Moja matka zmarła w 1977 roku na białaczkę.

Ojciec wyemigrował do Ameryki jako młody chłopiec i rozpoczął terminowanie u mistrza rzeźnickiego niedaleko Filadelfii. Jego rodzina w Rosji specjalizowała się w garbarstwie, więc był on także doświadczonym wykrawaczem mięsa. Wkrótce został wykwalifikowanym klasowaczem mięsa.

Po swoim ślubie w 1906 roku ojciec otworzył mały sklep masarski w południowej Filadelfii. Po kilku przeprowadzkach do coraz to większych sklepów w 1927 roku założył w Chester w stanie Pensylwania, swój najlepszy i jak się okazało ostatni sklep, w którym my, wszyscy synowie z wyjątkiem najmłodszego, pomagaliśmy mu po lekcjach w szkole.

Krótko po jego śmierci, we wrześniu 1936 roku, matka sprzedała dom i wysłała mnie wraz z najmłodszym bratem do Pennsylvania Military College, szkoły z internatem w Chester, która miała dwa oddziały – liceum oraz uczelnię wyższą. Ukończyłem ją w czerwcu 1937 roku i następnie rozpocząłem pracę w sklepie prowadzonym przez starszego brata, Leonarda, w Filadelfii. W 1936 roku mój starszy brat, Edward, za pieniądze pożyczone od matki wyjechał do Miami Beach i zaczął trudnić się hotelarstwem, więc w styczniu 1938 roku wyjechałem również na Florydę, by pracować razem z bratem aż do czasu, kiedy to w październiku 1940 roku wstąpiłem do Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. Zaciągnąłem, gdyż byłem przekonany, że wojna z Niemcami niechybnie nastąpi.

Doświadczenie zdobyte w Pennsylvania Military College okazało się wyjątkowo pomocne, ponieważ już drugiego dnia awansowałem do stopnia kaprala. Byłem odpowiedzialny za 800 nowych rekrutów, których uczyłem prawa wojskowego, jak maszerować, a także byłem odpowiedzialny za ich codzienny rozruch fizyczny. Dwa tygodnie później byliśmy już w drodze do Puerto Rico, gdzie przez trzy miesiące byłem radiotelefonistą oraz celowniczym karabinu maszynowego na bombowcu XB-28 stacjonującym w Borinquen Field.

W styczniu 1942 przeniesiono mnie do Fort Benning w stanie Georgia, gdzie awansowany zostałem na porucznika piechoty. Kiedy ukończyłem szkołę oficerską, w maju 1942 roku, wybrałem 9. Dywizję Piechoty w Fort Bragg w Stanie Karolina Północna.

Ćwiczyliśmy tam desant morski i podczas jednego z takich „próbnych lądowań” przeprowadziliśmy inwazję na Północna Afrykę!!! Wylądowaliśmy 7 listopada 1942 roku w Maroko na plaży w Safi, około 50 mil na południe od Casablanki. Lądowanie było bardzo krótkie, operacja trwała jakieś pięć godzin przy niewielkim oporze i ku wyraźnym zadowoleniu żołnierzy francuskich.. Z Safi zostaliśmy wysłani do Przełęczy Kasserine. Byłem wówczas oficerem łączności 2. batalionu – nadal w randze podporucznika.

   http://liberationtrilogy.com/books/army-at-dawn/maps-from-an-army-at-dawn/
Kliknięcie na mapę przeniesie czytelnika do anglojęzycznej strony "The Liberation Trilogy", gdzie można zapoznać się z jej interaktywną wersją oraz prezentacją na temat przebiegu Operacji Pochodnia, Inwazji i walk aliantów w Afryce Północnej.
Mapa pochodzi z książki Ricka Atkinsona "An Army at Dawn: The War in North Africa, 1942-1943, Volume One of the Liberation Trilogy" (Wydawca: Holt Paperbacks; 2007)
© Rick Atkinson, za zgodą.


Trzy tygodnie później wzięliśmy udział w wielkim ataku na El Guettar w Tunezji , gdzie trafiłem do niewoli. W bitwie wzięły udział 3 amerykańskie dywizje, w tym nasza, a był to atak nocny. Szlak był tak wąski, że musieliśmy iść gęsiego (w odstępach co pięć kroków). Nasze cztery kompanie utworzyły linię długości 4000 jardów. Pierwszy atak Niemców nastąpił podczas przerwy na odpoczynek. Ciężki ogień maszynowy i towarzyszące mu setki błysków rozgorzały nagle w jednej chwili po czym nastąpił atak moździerzy i artylerii. Ciężki ogień zaporowy.

Atak został wstrzymany w jednej chwili. Słońce właśnie wschodziło nad horyzontem. Pułkownik Gershenow* rozkazał mi dowiedzieć się, czemu zostaliśmy zatrzymani. W ciągu pięciu minut dotarłem do czoła zaatakowanej kompanii i zorientowałem się, że znaleźli się naprzeciw baterii artylerii, blisko, przyparci do muru. Kiedy wróciłem żeby o tym zameldować, pułkownika Gershenowa już nie było. Z powodu silnego ostrzału droga powrotu została odcięta. Wyczołgałem się więc z linii ognia dla bezpieczeństwa i pobiegłem do Porucznika Craiga Campbella* (który był aide-de-camp** Generała Einsenhowera). Znaleźliśmy krater po wybuch pocisku artyleryjskiego, w którym ustawiliśmy nasz punkt ognia. Po kilku godzinach jednak zabrakło nam zarówno amunicji jak i wody. Słońce było wysoko, a jęki rannych dookoła nas sprawiły, że zaczęliśmy rozważać możliwość poddania się, co też w końcu zdecydowaliśmy się zrobić.

Przywiązałem chustę do lufy karabinu i pomachałem nad naszymi głowami. Ogień ustał, po czym dwóch Niemców, którzy stali nieopodal ruchem ręki nakazało nam iść w swoim kierunku. Zebraliśmy po drodze kilku naszych rannych i zostaliśmy przejęci jako jeńcy wojenni. Niemcy wówczas zebrali rannych, którymi niezwłocznie zaopiekowali się ich lekarze. Wszyscy zostaliśmy opatrzeni, przeszukani i rozbrojeni – następnie oznaczeni i pod obstawą odprowadzeni do ciężarówek. Wkrótce w liczbie około 150 jeńców podążaliśmy konwojem trzech ciężarówek w nieznanym kierunku.

Zostaliśmy zabrani do miejsca gdzie w spartańskich warunkach, pilnowani przez żandarmów uzbrojonych w karabiny maszynowe, spędziliśmy noc. Każdy z nas zastanawiał się co nastąpi dalej, a niestety najgorsze obawy zawsze dotyczą tego, co nieznane. Było wśród nas, na szczęście, kilku znających język niemiecki, którzy tłumaczyli wszelkie komunikaty. Według uzyskanych informacji zmierzaliśmy do Tunisu – stolicy Tunezji. Rankiem podążyliśmy w dalszą drogę.



* Podpułkownik Louis Gershenow był jeńcem w Oflagu 64.
* Porucznik Craig Campbell był jeńcem w Oflagu 64.

**Aide-de-camp - asystent lub sekretarz osoby wysokiej rangi, zwykle starszych stopniem wojskowych, członków rodziny królewskiej czy głów państwa. Nie należy mylić z adiutantem, który jest administratorem jednostki wojskowej. Aide-de-camp jest przede wszystkim osobistym asystentem.



© Sidney Thal
Edited by Mariusz Winiecki
Special thanks for Cheryl Ellis, for corrections on her father's story

Copyright © for the Polish translation by Mariusz Winiecki 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz