27 wrz 2015

Wspomnienia Sidney‘a Thala - Część 3: "Gromkie powitanie"


Omawialiśmy możliwości ucieczki i udało nam się uciec, czworgu z nas, w trakcie transportu z Oflagu 7B do Oflagu 64. Wyskoczyliśmy z okna pociągu na ostatniej stacji przed Poznaniem. Niestety, byłem ostatnim w kolejności i odłączyłem się od pozostałych. Zostali oni złapani następnego dnia, ja zaś mogłem cieszyć się wolnością 3 dni dłużej, zanim też zostałem ponownie złapany. Od pewnego Polaka w podeszłym wieku otrzymałem pomoc. Nakarmił mnie i ukrył, a nawet przekonał swoją siostrę, żeby spróbowała mnie skontaktować w Poznaniu z kimś, kogo adres otrzymałem od Brytyjczyków. Niestety kontakt nie był aktualny, więc pozostało mi liczyć tylko na siebie. Tego wieczoru wyruszyłem piechotą w kierunku Gdyni.

Po nieudanej próbie kradzieży roweru szedłem dalej aż do zmierzchu. Gdy mijałem jakąś małą wieś w końcu zdecydowałem ukryć się na noc w stodole i przenocować na sianie. Nikt mnie nie nakrył, więc jeszcze tej samej nocy wyruszyłem w dalszą drogę. Zanim opuściłem stodołę, wydoiłem krowę i napiłem się przepysznego ciepłego mleka. Po godzinie dostałem rozwolnienia. To upokarzające doświadczenie trwało kilka godzin. Dość wyniszczające. Szedłem dalej przez resztę nocy, ale ktoś musiał mnie widzieć, bo zostałem wkrótce dogoniony przez jakiegoś mężczyznę jadącego konno. Najechał na mnie raniąc mnie w plecy, po czym zabrał mnie do powrotem do najbliższej wsi do domu wójta. Wkrótce pojawił się żandarm, który zabrał mnie do aresztu. Dziękując wójtowi za jego życzliwość wręczyłem mu kilka papierosów oraz czekoladę dla jego szesnastoletniej córki. Niestety nie pamiętam nazwy tej wsi. Stąd kapitan policji zabrał mnie do Szubina do Oflagu 64.

Kiedy eskortowano mnie ze stacji kolejowej przez miasto, wszyscy ludzie oglądali się za nami. Gdy zbliżyliśmy się do obozu, a strażnicy prowadzili mnie w kierunku do celi [izolatki znajdującej się po poza obozem, po drugiej stronie ulicy], w której przebywało już trzech moich współuciekinierów, wszyscy moi kompani stali w rzędzie [za drutem kolczastym] krzycząc i wiwatując. Przyznam, że miałem mieszane uczucia. Dopiero później dowiedziałem się, że powinienem był spróbować skontaktować się z jakimś księdzem, kiedy miałem ku temu sposobność, gdyż wielu uciekinierów otrzymywało pomoc ze strony Kościoła w odzyskaniu wolności.

W ciupie dostałem jedzenie i książkę, miałem też odwiedziny, a fakt, że byli tam ze mną moi przyjaciele: Frank Aten, John Pearson i Bill Duckworth znacznie poprawił mój nastrój.

W Oflagu 64 byliśmy niewielką grupą przybyłą z Oflagu 7B – było nas zaledwie dwudziestu dwóch. Ku mojemu zaskoczeniu, w chwili mojego przybycia w dniu 6 czerwca 1943 roku, było tu już wielu moich kompanów, których zwieziono z innych obozów w Niemczech. Był to najwyraźniej jedyny obóz jeniecki przewidziany dla amerykańskich oficerów piechoty. Dwa tygodnie później zostaliśmy zwolnieni z aresztu, czemu towarzyszyło gromkie powitanie pozostałych towarzyszy broni, i przedstawieni Pułkownikowi Drake’owi – naszemu komendantowi obozu. Ten pełnoprawny pułkownik, dumnie i okazale wyglądający mężczyzna, okazał się być prawdziwym przywódcą i zapewnił nam możliwie najlepsze warunki, jakie można było mieć w zastanych okolicznościach. Tęskniłem za wolnością!!

***


Nawiasem mówiąc – Niemcy cały czas poszukiwali tuneli. Tak się składa, że współtworzyłem plan tunelu, do którego wejście było w latrynie w umywalni i którego ostatecznie nie użyliśmy do ucieczki. Całą ziemię z kopanego tunelu składowaliśmy na stropie pod dachem. Mogliśmy pracować tylko w nocy. Główne wejście do obozu było pod ciągła obserwacją. Jeden obserwator czatował w łazience, na trzecim piętrze w głównym budynku. Drugi natomiast w naszym baraku. Sygnałem do zaprzestania wszelkich działań było zapalenie świecy w oknie.

***

Lou Otterbein był naszym głównym rzemieślnikiem, złota rączką, który własnoręcznie wykonał nie tylko wszystkie rekwizyty teatralne, ale także wszelkie narzędzia pomocne przy kopaniu. Wszystko było wykonane z puszek [po mleku w proszku] czy innych zużytych rzeczy. Wykonał oświetlenie i reflektory z puszek, miechy służące do dostarczenia powietrza do tunelu oraz pompę do usuwania wody z rząpia tunelu. Również tory i wózki do wywożenia ziemi. Do wykonania miechów użył skóry ze starych butów.

***

Dr John Creech, po wojnie mianowany dyrektorem Narodowego Arboretum w Waszyngtonie, był odpowiedzialny za nasz ogród warzywny w Oflagu 64. Pułkownik John K. Waters, był zięciem Generała Pattona. Amon Carter, odpowiedzialny za dystrybucję naszych paczek, był synem najzamożniejszego człowieka w Teksasie w tamtym czasie. Jego ojciec przyleciał specjalnie do Europy [prywatnym samolotem], żeby odebrać swojego syna po odzyskaniu przezeń wolności, wraz z innymi jeńcami pochodzącymi z Teksasu, którzy oczywiście byli z nim bliżej. Tom Jones był bratankiem Jesse Jones’a – bankiera, szefa rady nadzorczej Reconstruction Finance Corporation z nominacji Prezydenta Franklina D. Roosevelta.

© Sidney Thal
Edited by Mariusz Winiecki
Special thanks for Cheryl Ellis, for corrections on her father's story

Copyright © for the Polish translation by Mariusz Winiecki




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz